poniedziałek, 3 kwietnia 2023
Recenzja, którą przeczytasz Zanim wystygnie kawa
czwartek, 23 marca 2023
Kto ci robi syf na dzielni, czyli kilka słów o lokalnych bałaganiarzach
Bałaganiarz, flejtuch, fleja, niechluj, gnojarz – w słowniku języka polskiego są różne określenia opisujące osoby, które robią wokół siebie bałagan i zaśmiecają otoczenie. Pół biedy, gdy robią to w swoich domach. Póki nie szkodzą nikomu i nie kultywują zacięcie hodowli pluskw czy karaluchów – niech robią co chcą. Gorzej, jak wychodzą ze swoim grajdołkiem i wątpliwymi manierami na zewnątrz, skutecznie uprzykrzając tym samym życie swoich sąsiadów. Dlaczego niektórzy ludzie to tacy syfiarze?
Na pierwszy rzut oka nie jest tak źle
Wychodzisz na spacer po całkiem przyjemnej, spokojnej, zielonej okolicy. Tutaj jest drzewko, tam rośnie trawka, ktoś nawet odważył się posadzić kilka kwiatków pod oknem, żeby ludziom przyjemniej spędzało się czas i żeby ogólnie lepiej się żyło w sąsiedztwie. Co jakiś czas mijasz ławeczkę i w miarę regularnie rozstawione kosze na śmieci, więc myślisz sobie „całkiem przyjemne te polskie osiedla.” Do czasu.
Gdy przyjrzysz się lepiej, to zauważysz pustą butelkę stojącą samotnie na ławce. Kawałek dalej opakowanie z połową chipsa w środku. O tam, z przepełnionego kosza wysypują się chusteczki. Po prawej stronie chodnika szlak papierosowy, jakby ktoś musiał je zostawić, żeby znaleźć drogę powrotną do domu. Normalnie człowiek może nie zwraca aż tak bardzo uwagi na te wszystkie rzeczy, dopóki dopóty jakoś bardzo nie rażą jego poczucia estetyki, czy bezpieczeństwa (jak np. potłuczone butelki).
No chyba, że ma się psa
Wtedy tego typu przedmioty zaczynają razić w oczy podwójnie. Kawałek szkła raczej nie przebije się przez grubą podeszwę buta, ale może ranić miękką łapkę psa. Resztki jedzenia rzucone za okno raczej nie przyciągną pod parapet amatorów gastroturystyki, ale będą bardzo kuszące dla czujnego noska pieska. Uwierzcie mi, że nie każda komenda „zostaw” i nie każdy smaczek podstawiony pod nos takiego małego łakomczucha są w stanie konkurować z resztkami ryby wyrzuconymi na trawę przez szczodrego sąsiada. Za to mogą narobić bardzo wiele szkód w brzuszku i jelitach zwierząt (również, a może przede wszystkim tych dzikich, wszak z nimi nikt raczej nie wybierze się do weterynarza).
Wiem, że w Paryżu jest gorzej
I pewnie w wielu innych miastach. Choćby w takim Londynie, który miałam przyjemność odwiedzić przed Bożym Narodzeniem. Zdaję sobie sprawę, że czym więcej ludzi, tym trudniej utrzymać czystość w mieście i bardzo doceniam pracę osób, którzy się tym zajmują. Na naszym osiedlu również uwijają się jak mrówki żeby to jakoś wszystko wyglądało i ja i mój pies jesteśmy im za to niezmiernie wdzięczni (Buddy zawsze biegnie się z nimi przywitać, więc wie o co chodzi :D). Ale tak samo jak żadnej mamy nie przekonują argumenty w stylu „ale Marcin przecież też ma bałagan…”, tak samo mnie nie interesuje, co dzieje się w innych miastach. Po prostu chciałabym, żeby w moim było czysto i przyjemnie.
Żeby nie było tak pragmatycznie, porozmawiajmy o bałaganie w sposób poetycki
Jeśli chcielibyśmy odnieść się do pojęcia bałaganu w sposób kulinarny (to tak apropo tych resztek jedzenia pod parapetem), moglibyśmy go nazwać grochem z kapustą, koglem-moglem, bigosem lub coś dla wielbicieli bardziej egzotycznych połączeń – mydłem i powidłem. Tych, którzy szukają odniesień do literatury, z pewnością zainteresuje Sodoma i Gomora, stajnia Augiasza czy wieża Babel. Dla wybrednych śmieszków, poleciłabym burdel na kółkach, miszmasz, pieprznik, pomieszanie z poplątaniem i może jeszcze szurum burum. Jeśli natomiast komuś po drodze jest z mapą, to na pewno nie wzgardzi takimi określeniami, jak wolna amerykanka czy meksyk*. Ale żeby odnaleźć naszych osiedlowych bałaganiarzy, nie potrzeba mapy. Wystarczy wyjrzeć przez okno i dokładnie się rozejrzeć. Niezmiennie są wśród nas i myślą, że wszystko im wolno.
Czy aby na pewno musi tak być?
Nie wiem. Chciałabym napisać, że nie, ale nie mam tyle odwagi żeby wziąć pełną odpowiedzialność za tak poważną deklarację. Na pewno chciałabym, żeby tak nie było. Żeby klomby często i gęsto zastępowały pralki lub resztki kurczaka ścielące się pod oknem. I żeby spacer z psem nie wyglądał jak przejście przez pole minowe. Ale dopóki nie rozwinie się w nas jako społeczeństwie świadomość dbania o dobro wspólne jak o własne, to obawiam się, że są to tylko pobożne życzenia tych, którym to przeszkadza.
piątek, 3 lutego 2023
Języki Zwierząt
„[j]elenie szlachetne wyruszają w drogę gdy podniesie się więcej niż sześćdziesiąt dwa procent dorosłych osobników. Bawoły afrykańskie również podejmują grupowe decyzje, kiedy wstać i dokąd pójść. […] W grupach gołębi hierarchia jest elastyczna. Różne jednostki są w różnych momentach najwyższe rangą i decydują dokąd się leci.”
wtorek, 11 stycznia 2022
Pies w wielkim mieście
Proszę Państwa, oto miś, który roczek kończy dziś! Z tej okazji, oczywiście za zgodą solenizata, postanowiłam napisać kilka słów o tym, jak to jest mieć psa w mieście. Dla mnie to było całkiem nowe doświadczenie, zupełne różne od tego, co pamiętam z dzieciństwa. W moim rodzinnym domu na wsi też zawsze mieliśmy psy i koty, ale to była całkiem inna historia. Czego dowiedzieliśmy się z Buddym o psim żywocie we Wrocławiu przez ten rok? Wielu rzeczy i chętnie się nimi podzielimy.
Ktoś mógłby sobie pomyśleć: a co mają wspólnego wędrówki w poszukiwaniu słów z psimi spacerami? Oj, nawet nie wiecie jak wiele ;)
Po pierwsze, nigdy wcześniej nie rozmawiałam z tyloma nieznanymi mi ludźmi na ulicy. Powody są różne. Niektórzy chcą po prostu podejść i pogłaskać Buddy'ego, inni chcieliby się dowiedzieć, co to za rasa. Jeszcze inni dzielą się historiami swoich psów, które bardzo często już znalazły się za Tęczowym Mostem, a oni wciąż za nimi tęsknią. Czasem bywa tak, że ktoś przez kilka minut stoi i opowiada o swoich doświadczeniach prawie ze łzami w oczach, po czym poruszony idzie dalej. Zazwyczaj ludzie są po prostu bardzo wdzięczni, że mogli się przywitać z pieskiem i podkreślają, że dało im to dużo radości. Buddy zdecydowanie podziela te uczucia.
Po trzecie, nigdy wcześniej nie znałam i ba! nie zamieniłam przynajmniej słowa z niemal wszystkimi sąsiadami jakich mamy wokół. Co prawda nie znamy się z imion, tylko z anegdotek i krótkich rozmów, ale prawie każdy z nich woła "Cześć Buddy!" na przywitanie, co jest miłe i zabawne jednocześnie. Od eleganckich pań na szpilkach, przez dzieciaki z podstawówki, po wysokich panów w dresach - wszyscy rzucają choćby miłym słowem na powitanie. Na pożegnanie również, bo chyba nie zdarzyło mi się przedtem słyszeć nawet kilka razy w ciągu jednego spaceru "miłego dnia". I naprawdę od raz robi się milej :) Zupełnie jak na poniższym zdjęciu z najlepszym kumplem, Pierniczkiem.
Najważniejszy jednak spośród tych wszystkich rodzajów kominikacji, jest próba wzajemnego zrozumienia i codzienne lekcje cierpliwości. W tym drugim zrobiłam niewielkie postępy (a chciałabym podkreślić, że nie należę do grona najcierpliwszych osób na świecie). Natomiast w tym pierwszym, to jednak Buddy przoduje, ale robimy co możemy żeby go dogonić.
Ale, ale! W urodzinowym wpisie nie powinno zabraknąć życzeń!
Żyj nam Badusiu 100 lat, niech smaczki lecą z nieba, a najlepsze patyczki same znajdują się na spacerach. Starzy niech nie będą zbyt zrzędliwi, a każdy napotkany piesek zostanie Twoim psijacielem :) Wszystkiego najlepszego!
Wszystkie zdjęcia w dzisiejszym wpisie wyszły spod obiektywu mojego chłopaka i naszego niezastąpionego fotografa Mateusza Truchla.
piątek, 31 grudnia 2021
W poszukiwaniu "Zagubionej duszy"
Podobno gdy za bardzo pędzimy w życiu przed siebie, to nasza dusza za nami nie nadąża i zostaje gdzieś w tyle. Z taką sytuacja mierzy się bohater książki Olgi Tokarczuk i Joanny Concejo zatytułowanej „Zaginiona dusza”. Ale czy to nie dotyczy też nas?
Po raz pierwszy sięgnęłam po tę książkę rok temu. Moją uwagę przykuła mała ilość tekstu, idąca w parze z wielością treści. Tego rodzaju treści, której nie da się przewertować i odłożyć na później. Tutaj trzeba pochylić się nad poszczególnymi stronami, najlepiej w towarzystwie miękkiego koca i ciepłej herbaty z sokiem malinowym.
W tym roku dostrzegłam ją na półce na kilka dni przed Świętami, właśnie wtedy gdy człowiek nie wie w co ma ręce włożyć. Trzeba kilka rzeczy dokończyć, inne pozamykać, a resztę zaplanować żeby potem dobrze było. A tu jeszcze prezenty, podróże, spotkania i tyle dobrego jedzenia do spróbowania. Można się zgubić, nie mówcie, że nie.
Można też wtedy zatrzymać się na chwilę i poczekać. Może na zmianę kolorów na niebie, może na wiązkę światła na szafce kuchennej, a może aż herbata porządnie się zaparzy. Albo zdrzemnąć się na godzinkę, dwie, czy nawet trzy. Albo prześledzić losy bohatera książki zanurzając się w kolory lub ich brak. Kto wie, może tyle wystarczy żeby się poukładać i odnaleźć. Niewykluczone, że wystarczy się po prostu na chwilę zatrzymać, co nie jest wcale znowu takie łatwe – coś o tym wiem. Nieraz wymaga to determinacji albo nawet odwagi. Dlatego takiej odwagi do zatrzymania się i poczekania na własną duszę życzę sobie i Wam w nadchodzącym roku.





